Rzęsiście padający z nieba deszcz niezmiennie towarzyszy szwedzkiej kadrze od początku eliminacji do francuskiego mundialu, ale warunki atmosferyczne były jednym z niewielu elementów wspólnych dla jesiennej i wiosennej konfrontacji podopiecznych Petera Gerhardssona z reprezentacją Węgier. Choć o tym, że w Szombathely będzie grać nam się zdecydowanie trudniej niż przed sześcioma miesiącami w Borås regularnie przypominał nam sam selekcjoner, naprawdę niewielu spodziewało się, że o końcowy wynik drżeć będziemy jeszcze na dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem łotewskiej sędzi. Słowo drżeć jest tu jak najbardziej na miejscu, bo gdy przy stanie 1-2 Eriksson ofiarnym wślizgiem ratowała sytuację po dośrodkowaniu Mosdoczi, niespodziewana i całkowicie niepotrzebna utrata punktów na węgierskiej ziemi stała się jak najbardziej realna. Szczęśliwie, w decydującym momencie celownik wyregulowała sobie wybitnie nieskuteczna przed przerwą Stina Blackstenius i to za jej sprawą decydujące fragmenty meczu mogliśmy obserwować już z nieco większym spokojem.
Zanim jednak w Szombathely zrobiło się nerwowo, obejrzeliśmy naprawdę świetną pierwszą połowę w wykonaniu szwedzkich piłkarek. Grająca w ustawieniu z trzema stoperkami i bez klasycznych skrzydłowych drużyna Petera Gerhardssona od samego początku przystąpiła bowiem do ataków na węgierską bramkę i na ich efekty wcale nie trzeba było długo czekać. Refleks Reki Szöcs uderzeniem z dystansu sprawdziła Asllani, Rubensson i Jakobsson hasały w polu karnym rywalek, a Glas i Andersson kolejnymi rajdami skutecznie odbierały chęć do gry próbującym je powstrzymać przeciwniczkom. Nic więc dziwnego, że szwedzki selekcjoner raz po raz brawami nagradzał udane zagrania swoich podopiecznych, choć dopiero w 17. minucie okres ewidentnej dominacji udało się zaakcentować golem. Dośrodkowaną z narożnika futbolówkę przytomnie zgrała głową Eriksson, a Seger – po rykoszecie od Jakabfi – z najbliższej odległości skierowała ją do siatki. Jedna bramka żadną miarą nie mogła jednak zadowolić Szwedek, które bardzo szybko podwyższyły prowadzenie. Na murawie w Szombathely obejrzeliśmy akcję jak z treningu; pasywna węgierska defensywa została rozklepana kilkoma szybkimi podaniami, a całość sfinalizowała strzałem do pustej bramki Jakobsson, zerując w ten sposób coraz głośniej tykający zegar odliczający jej minuty bez gola w reprezentacyjnych barwach. Wynik 0-2 utrzymał się ostatecznie do końca pierwszej połowy, choć sama tylko Blackstenius miała trzy naprawdę dogodne okazje na to, aby jeszcze przed zejściem do szatni przynajmniej raz pokonać Szöcs.
W drugiej połowie obraz gry uległ diametralnej zmianie, a liczne faule i przedłużające się przerwy sprawiły, że na boisku zaczął rządzić chaos. W tych warunkach zdecydowanie lepiej zaczęły sobie radzić Węgierki, które w 63. minucie jako pierwszy zespół w tych eliminacjach znalazły sposób na szwedzką defensywę. Szeitl zagrała długą piłkę na walkę w kierunku Fanni Vago, a napastniczka austriackiego St. Pölten uwolniła się spod opieki dwóch stoperek i strzałem w krótki róg nie dała szans Lindahl. Mogło się wydawać, że stracony gol podziała mobilizująco na Szwedki, ale nieoczekiwanie to Madziarki zwietrzyły swoją szansę i w kolejnych minutach zaczęło się robić coraz bardziej nerwowo. Gospodynie poczuły się na tyle pewnie, że nie bały się nawet konstruować ataki pozycyjne z udziałem większej ilości zawodniczek, a po uderzeniu z dystansu Jakabfi oraz dynamicznym, powstrzymanym dosłownie w ostatnim momencie rajdzie Mosdoczi zrobiło się naprawdę gorąco. Przez moment można było się nawet zastanawiać, czy prędzej padnie gol wyrównujący, czy Szwedkom uda się skutecznie skontrować, ale na szczęście rozważania te przerwała na trzy minuty przez końcem meczu Blackstenius. Piłkarka Montpellier w tempo wyszła do prostopadłej piłki zagranej przez Banusic, zatańczyła z Szöcs i celnym strzałem przypieczętowała czwarte zwycięstwo w obecnej kampanii. W doliczonym czasie gry zrezygnowane Węgierki dobiła jeszcze wprowadzona dosłownie chwilę wcześniej na plac gry Mimmi Larsson (druga asysta Glas), poprawiając nam w ten sposób nie tylko humory, ale i bilans bramkowy, a ten ostatni może we wrześniu może okazać się niezwykle istotny.
Póki co, ważniejsze od bramek pozostają jednak punkty, a tych na półmetku eliminacji podopieczne Petera Gerhardssona mają na swoim koncie dwanaście. Jest to rzecz jasna fenomenalna pozycja wyjściowa, ale aby pojechać w przyszłym roku do Francji, latem i jesienią trzeba wykonać jeszcze cztery kroki we właściwym kierunku. O tym, z jak bezpieczną przewagą przystępować będziemy do decydujących potyczek, przekonamy się już w najbliższy poniedziałek, po zakończeniu meczu Dania – Ukraina. Zdecydowanymi faworytkami potyczki w Viborgu będą oczywiście aktualne wicemistrzynie Europy, ale piłkarki Wołodymira Rewy pokazały dziś, że absolutnie nie powinno się ich lekceważyć, nadspodziewanie łatwo pokonując na wyjeździe Chorwację.
Jared Burzynski