Rosengård z Pucharem Szwecji
Publicystyka Świat

Rosengård z Pucharem Szwecji

  Ostatnie lata sprawiły, że finały krajowego pucharu z udziałem Rosengård oraz Linköping wydają się czymś absolutnie naturalnym, ale w rzeczywistości drużyny te dopiero po raz trzeci zmierzyły się w decydującej potyczce, której stawką było wspomniane trofeum.

 Oba poprzednie mecze pamiętamy oczywiście doskonale, bo mówimy przecież o najnowszej historii szwedzkiej piłki. Przed dwoma laty piłkarki z Östergötland pewnie zwyciężyły na własnym boisku 2-0, a dwanaście miesięcy później na Malmö IP rywalki ze Skanii odgryzły się równie efektownym 3-1. O ile jednak w przypadku spotkań z lat 2015-2016 już przed pierwszym gwizdkiem można było pokusić się o wskazanie faworyta, o tyle tym razem obie ekipy miały po swojej stronie mniej więcej podobną liczbę argumentów przemawiających na ich korzyść. Analiza bilansu letniego okienka transferowego, aktualnej formy poszczególnych zawodniczek, czy nawet kryteriów pozasportowych z reguły doprowadzała nas do punktu, w którym trzeba było finalnie przyznać, że w tym meczu w zasadzie żadnego rozstrzygnięcia nie będzie można nazwać sensacją. Nic więc dziwnego, że z tym większym zaciekawieniem oczekiwaliśmy tego, co w sierpniowe, niedzielne popołudnie miało wydarzyć się na murawie Areny Linköping.

Choć od pierwszych minut było całkowicie jasne, że obie drużyny postawiły na odpowiedzialny futbol, ci, którzy postanowili pofatygować się do Östergötland, aby obejrzeć piłkę nożną w najlepszym, szwedzkim wydaniu, nie mieli prawa narzekać na nudę. Stuprocentowych okazji pod obiema bramkami może faktycznie brakowało, ale patrząc na tempo i intensywność gry, nikt nie mógł mieć wątpliwości, że po boisku biegają naprawdę klasowe zespoły. Wiadomo, że minimalnie niecelne strzały Masar czy Banusic, a także dwa sprytnie rozegrane przez gospodynie rzuty rożne, zachwycały bardziej piłkarskich koneserów niż spragnionych otwartego futbolu kibiców, ale warto docenić, że na Arenie Linköping żadna ze stron nie kwapiła się do popełniania tak nielubianych przez nas prostych błędów w defensywie, a jeśli już takie się przytrafiały, to najczęściej były one błyskawicznie naprawiane. Taki stan rzeczy sprawił, że do szatni obie ekipy udały się przy bezbramkowym remisie i wciąż trudno było stwierdzić, kto na tę chwilę znajdował się bliżej pucharu.

Obraz gry nieco zmienił się po przerwie, gdy obie strony najwyraźniej stwierdziły, że bilans walki w środku pola koniec końców i tak wyjdzie na zero, w związku z czym warto nieco śmielej zaatakować skrzydłami. Zdecydowanie bardziej aktywne stały się wahadłowe obrończynie obu drużyn, które coraz częściej zapuszczały się w okolice szesnastki rywalek, a rozciągnięcie gry sprawiło, że pomocniczki miały teraz choć trochę więcej miejsca i czasu na spokojne rozegranie piłki. Jak na ironię, pierwszy tego popołudnia gol padł jednak nie po misternie skonstruowanym ataku pozycyjnym któregoś z zespołów, a po zupełnie nie pasującej do tego widowiska niepotrzebnej stracie gospodyń w środku pola, przytomnym zachowaniu Mittag i precyzyjnym strzale Troelsgaard, która nie dała Cajsie Andersson szans na skuteczną interwencję. Zawodniczki z Linköping w tym momencie miały jeszcze dokładnie trzydzieści minut na to, żeby doprowadzić przynajmniej do dogrywki, ale sztuki tej ostatecznie nie udało się im dokonać. Nie pomogły ani bite seriami stałe fragmenty, ani kolejne wrzutki w pole karne Erin McLeod, ani wreszcie szalejąca na całej długości i szerokości boiska rezerwowa Frida Maanum – obrończynie tytułu grały na tyle rozważnie (a gdy była taka potrzeba, to i szczęśliwie), że to one mogły po ostatnim gwizdku Malin Johansson ze Sztokholmu unieść ręce do góry w geście triumfu.

Drugie w tym roku kalendarzowym zwycięstwo piłkarek z Rosengård na Arenie Linköping oznacza, że przez najbliższy rok Puchar Szwecji pozostanie w gablocie na Malmö IP. Kolejna edycja tych rozgrywek odbędzie się już na nowych zasadach, a większa liczba meczów i wprowadzenie fazy grupowej na poziomie dawnej 1/8 finału mają jeszcze bardziej wzmocnić ich prestiż. Póki co, obaj tegoroczni finaliści skupiają się jednak przede wszystkim na zdecydowanie bliższej przyszłości, gdyż już za dwa tygodnie przyjdzie im ponownie stanąć naprzeciw siebie na zielonej murawie, a stawką zaplanowanego na 10. września pojedynku może okazać się nawet mistrzostwo kraju. Kto zwycięży tym razem, wykonując w ten sposób olbrzymi krok w kierunku tego, aby świętować w połowie listopada? W tej chwili na fali wznoszącej wydają się być podopieczne duńskiego szkoleniowca Jacka Majgaarda, ale przecież mówimy o Damallsvenskan, czyli lidze, w której niemożliwe nie istnieje.

Jared Burzynski 

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

error: Content is protected !!