Zarówno Szwedki, jak i Angielki rozpoczęły rok od małego falstartu w postaci porażki z Norwegią, więc bezpośrednie starcie w San Pedro del Pinatar było dla obu ekip świetną okazją na błyskawiczne odbudowanie morale. Niestety, po średnio pasjonującym widowisku, pojedynek wicemistrzyń olimpijskich z trzecią drużyną ostatniego mundialu zakończył się ostatecznie bezbramkowym remisem, który – podobnie zresztą jak i sama gra – nie mógł w pełni zadowolić ani Pii Sundhage, ani Marka Sampsona.
Trzeba jednak jasno powiedzieć, że jeśli któraś z drużyn zasłużyła dziś na zwycięstwo, to bez wątpienia były to Szwedki. Nasze piłkarki nie dominowały może w sposób wyraźny, ale w obu połowach potrafiły – w przeciwieństwie do rywalek – wypracować sobie naprawdę dogodne okazje do zdobycia gola. Jedna z nich, w 27. minucie, zakończyła się nawet trafieniem Blackstenius, ale sędziowie z Norwegii orzekli, że napastniczka Montpellier w momencie dośrodkowania Jonny Andersson znajdowała się na minimalnym spalonym. Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, a nie stanowiącą dziś absolutnie monolitu angielską defensywę testowała przede wszystkim Lotta Schelin. Najlepsza snajperka w historii szwedzkiej kadry dwukrotnie urwała się grającym w dość eksperymentalnym ustawieniu obrończyniom z Wysp Brytyjskich i w obu przypadkach skończyło się to olbrzymim zamieszaniem w angielskiej szesnastce. W pierwszej z wymienionych sytuacji o krok od wpisania się na listę strzelczyń była świetnie nabiegająca z głębi pola Hammarlund, natomiast w drugiej Flaherty musiała ratować się faulem w polu karnym, ale Chamberlain doskonale odczytała intencje uderzającej z jedenastu metrów Asllani. Golkiperka Liverpoolu świetnym refleksem popisała się także już w doliczonym czasie gry, kiedy to uratowała swojej drużynie remis, instynktownie odbijając piłkę po strzale Fischer.
Znacznie mniej okazji do zaprezentowania swoich umiejętności miała dziś Hedvig Lindahl, ale warto podkreślić, że bramkarka Chelsea zanotowała kolejny solidny występ w reprezentacji, nie popełniając w zasadzie żadnego błędu przy licznych dośrodkowaniach, a także próbach Angielek z dystansu. Wydaje się, że właśnie zagrania z bocznych sektorów boiska były jednym z pomysłów Marka Sampsona na to spotkanie, ale zarówno dobrze dysponowana Lindahl, jak i prezentująca się znacznie bardziej solidnie niż w miniony czwartek szwedzka defensywa, skutecznie wytrąciły rywalkom z ręki naprawdę mocny argument. Słynące na co dzień ze sporej mobilności Carney oraz Daly w zasadzie nie istniały, spodziewanego ożywienia do gry Brytyjek nie potrafiła wnieść Stokes, a kreatywny, angielski tercet w środku pola najczęściej tracił koncept na mniej więcej trzydziestym metrze przed szwedzką bramką. Rozpaczliwy i mocno niecelny strzał Jordan Nobbs na kilkadziesiąt sekund przed końcem regulaminowego czasu gry był chyba najlepszym możliwym podsumowaniem kompletnej bezradności w ofensywnych poczynaniach naszych rywalek.
Zdecydowanie trudniejsza do oceny jest za to postawa szwedzkiej pierwszej linii. W zasadzie każda z naszych ofensywnych piłkarek miała podczas dzisiejszego meczu przynajmniej jeden błysk, po którym ręce same składały się do oklasków, ale trochę zabrakło w tym wszystkim pójścia za ciosem i jeszcze bardziej zdecydowanego dociśnięcia gubiących się momentami przeciwniczek. Pochwała należy się na pewno za uskuteczniany coraz częściej i z coraz lepszym efektem wysoki pressing, ale wydaje się, że gdyby podopieczne Pii Sundhage potrafiły bardziej efektywnie wykorzystywać momenty swojej naprawdę dobrej gry, to końcowy rezultat obu styczniowych sparingów byłby zupełnie inny, a powrotna podróż z Hiszpanii znacznie przyjemniejsza. W znacznie lepszym nastroju Murcię i okolice opuszczać mogła jednak przede wszystkim Jonna Andersson. Najlepsza asystentka Damallsvenskan w sezonie 2016 w dzisiejszym meczu również mogła zapisać na swoim koncie dwa kluczowe podania, ale najpierw na drodze stanęła jej pozycja spalona Blackstenius (swoją drogą – identyczne zagrania tej dwójki mogliśmy wielokrotnie podziwiać podczas spotkań Linköping), a następnie doskonała interwencja Chamberlain. Inna sprawa, że po hiszpańskim zgrupowaniu jest już chyba dla wszystkich jasne, że kwestia obsady lewej obrony na EURO została już najprawdopodobniej definitywnie rozstrzygnięta.
Pierwszy w tym roku reprezentacyjny dwumecz przyniósł nam porażkę oraz remis, ale tym razem trudno nie zgodzić się z Pią Sundhage, która porównując oba zakończone właśnie mecze z tymi rozegranymi jesienią, w postawie prowadzonej przez siebie drużyny zauważa pewien postęp. Niektóre decyzje naszej selekcjonerki wciąć pozostają wprawdzie nierozwiązaną przez nikogo zagadką i tak już pewnie pozostanie (skoro szanse miały dostać Schmidt czy Glas, to czemu jedynie w tak skromnym wymiarze?), ale jeśli wyjdziemy z założenia, że trzy miesiące temu reprezentacja Szwecji przypominała grupę zagubionych turystek na rozstaju dróg, to po meczach z Norwegią i Anglią udało się im przynajmniej wejść na jedną ze ścieżek i konsekwentnie podążać jej szlakiem. Najbliższą okazję do tego, aby przekonać się, czy idziemy we właściwym kierunku będziemy mieć już za niewiele ponad miesiąc, gdyż właśnie wtedy czeka nas sparing z Australią, a ostateczną odpowiedź na pytanie, czy obrana przez nas droga zaprowadzi nas do celu, otrzymamy dopiero na przełomie lipca i sierpnia.
Jared Burzynski
***********
mecz towarzyski
24.01.2017, Pinatar Arena (Murcia)
Szwecja vs Anglia 0:0