Lizanie ukraińskich ran
Mundial Publicystyka Świat

Lizanie ukraińskich ran

Ta niespodziewana porażka zmniejszyła nasze szanse na awans o więcej niż połowę – tak wyglądały najbardziej łagodne komentarze szwedzkich mediów po wtorkowej klęsce we Lwowie. Wystarczyło zaledwie dziewięćdziesiąt minut, aby wizje roztaczane przed kadrą Petera Gerhardssona zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Wzniecone we wrześniu ubiegłego roku w deszczowym Varazdinie i podsycane każdym kolejnym udanym występem coraz bardziej pozytywne emocje, nagle i całkowicie niespodziewanie ustąpiły miejsca smutkowi i rozczarowaniu. Na taki obrót spraw nie był przygotowany absolutnie nikt, co zdecydowanie nie poprawia sytuacji. Wprawdzie w zapowiedzi czerwcowego dwumeczu sam podkreślałem, że ewentualne potknięcie z Chorwacją lub Ukrainą będzie bolało bardziej niż wiele teoretycznie znacznie bardziej prestiżowych porażek z minionych lat, ale przyznaję, że również nie przewidywałem scenariusza, w którym przyjdzie mi poznać smak tego bólu.

Gdyby nie Hedvig Lindahl, ten mecz skończyłby się jeszcze gorzej – zauważają z goryczą niektórzy publicyści. Tak, to prawda i jest to niewątpliwie jeszcze jedna mało przyjemna konstatacja. Starcia we Lwowie nie wygrała drużyna, której wyszedł jeden przypadkowy strzał. Starcie we Lwowie wygrała drużyna tego dnia lepsza, mająca pomysł na grę i potrafiąca go zrealizować. Gdyby nie trzy kapitalne interwencje Lindahl, Ukrainki zwyciężyłyby we wtorek zdecydowanie wyżej i też nie mielibyśmy prawa na ten wynik narzekać. Prawdą jest, że w pierwszych minutach po końcowym gwizdku trudniej byłoby się pogodzić z porażką pechową, poniesioną na skutek braku skuteczności oraz sprzyjającego rywalkom szczęścia, ale z perspektywy dwóch dni po meczu oddałbym bardzo wiele, aby lwowskie fiasko wspominać jako festiwal nieskuteczności, a nie festiwal bezradności szwedzkich piłkarek.

Dania jest faworytem tej grupy – to akurat moje własne słowa, wypowiedziane tuż po losowaniu grup eliminacyjnych. Tak właśnie szacowałem siłę poszczególnych zespołów nieco ponad rok temu, a finały EURO 2017, podczas których Dunki pokazały się z naprawdę dobrej strony, tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Później jednak nastał październik, a wraz z nim nieprawdopodobny zwrot akcji, w wyniku którego Pernille Harder i spółka podały nam na talerzu może nie bilety do Francji, ale rolę zdecydowanego lidera w walce o przepustki na najważniejszą imprezę czterolecia. Decyzji podjętej przez duńskie piłkarki nie oceniałem wówczas i nie zrobię tego również teraz, ale z czysto sportowego punktu widzenia sytuacja wyglądała tak, że wystarczyło jedynie pokonać Chorwację, Ukrainę i Węgry, aby na decydujący mecz do Viborga jechać z trzypunktową przewagą nad najgroźniejszym grupowym rywalem. Niestety, drogę na mundial mocno wydłużyła nam akcja zapoczątkowana przez zawodniczkę Żytłobudu Charków, a wykończona przez piłkarkę, która najlepsze sezony w swojej karierze rozgrywała dekadę temu. Boli? Bardzo.

Bezwzględnie musimy wygrać rewanż z Ukrainą – powiedział na pomeczowej konferencji Peter Gerhardsson, który zauważył, że w kwestii awansu na francuski mundial szwedzka kadra wciąż zależna jest wyłącznie od siebie. Jasne, po takim gongu trudno silić się na optymizm, ale nie zapominajmy, że do końca eliminacji pozostały nam jeszcze dwa mecze i jeśli zdobędziemy w nich przynajmniej cztery punkty (bez względu na to w jakiej konfiguracji), na czerwiec 2019 wcale nie będziemy planować urlopów. Prawdą jest, że ostatni pojedynek zarówno z Ukrainą, jak i z Danią zakończył się dla szwedzkich piłkarek poniesioną w naprawdę marnym stylu porażką, ale kto powiedział, że na przełomie sierpnia i września musi być podobnie? Między słupkami wciąż mamy jedną z najlepszych bramkarek świata, przez nią biega kapitanka Wolfsburga, kapitanka Montpellier oraz duet z Chelsea, za zdobywanie goli odpowiedzialne są między innymi podstawowa zawodniczka monachijskiego Bayernu oraz napastniczka uważana za jeden z największych talentów w Europie. Tak, we Lwowie nic (poza bramkarką) nie funkcjonowało na właściwym dla siebie poziomie, ale w Göteborgu oraz w Viborgu obejrzymy już zupełnie inne mecze, zakończone zupełnie innymi wynikami. Jakimi? Tego nie jestem w stanie przewidzieć, ale na pewno takimi, które dadzą ten upragniony awans. Z tezą, że mundial bez Szwecji nie byłby taki sam, na pewno zgodziliby się wszyscy futbolowi romantycy, ale wiem, że są i tacy, którzy z zaciekawieniem obejrzeliby mistrzostwa bez udziału szwedzkich piłkarek. Nie mam oczywiście o to żadnych pretensji (sam zastanawiam się czasami, jak wyglądałby turniej finałowy na przykład bez Niemek), ale równocześnie mam dla nich złą wiadomość. We Francji w przyszłym roku organizują całkiem grubą imprezę i zamierzamy się na nią wprosić!

 

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!