Julia Fryczek to piłkarka, która z powodzeniem łączy grę w dwóch klubach – na trawie reprezentuje Wisłę Kraków, a na hali Wierzbowiankę Wierzbno. Jak radzi sobie z takim trybem życia i co myśli o kobiecej piłce w Polsce? O tym opowiedziała w rozmowie.

Wierzbno i Kraków – co dzieli te dwie miejscowości?
Przede wszystkim odległość, to około 20 km. Każdy zna Kraków, ale Wierzbno to raczej mało znana miejscowość. Mimo to, dzięki zaangażowaniu gminy i lokalnych przedsiębiorców, promujemy ją na całą Polskę, grając w najwyższej klasie rozgrywkowej w futsalu.
Jak to się stało, że grasz zarówno w futsal, jak i w piłkę nożną?
Futsalem zajęłam się dopiero w zeszłym sezonie. Całkiem przypadkiem odezwał się do mnie trener, którego znałam od dziecka, i zapytał, czy nie chciałabym pomóc drużynie z Wierzbna. Zgodziłam się i od tamtej pory jestem częścią zespołu.
Która dyscyplina była pierwsza?
Piłka nożna – to od niej wszystko się zaczęło.
Kto namówił Cię do gry w Wiśle Kraków?
Nie potrzebowałam wielkiego namawiania. Sama możliwość gry w tak renomowanym klubie była wystarczająco kusząca.
Grasz przez cały rok. Jak sobie z tym radzisz?
Tak, mój kalendarz jest bardzo napięty. Bywa trudno, ale jeśli się czegoś naprawdę chce, to można to pogodzić. To moje podejście i jak dotąd się sprawdza.
Jak zaczynałaś swoją przygodę z piłką? Czy, jak wiele zawodniczek, na podwórku z chłopakami?
Tak, zaczynałam od gry z kolegami i kuzynami. Ale jeśli chodzi o pierwszą drużynę, do której trafiłam, to była to już typowo żeńska ekipa.
Czy w szkole podstawowej i średniej miałaś zajęcia piłkarskie?
Nie, w mojej szkole nie było typowo piłkarskich zajęć. Ale gdy tylko chłopcy grali w piłkę na WF-ie, od razu dołączałam do nich.
Jak wyglądają treningi w obu klubach?
Treningi na hali i na trawie bardzo się różnią – to właściwie dwie różne dyscypliny. Intensywność jest duża w obu przypadkach, ale trening futsalowy ma inną dynamikę i skupia się na krótkich, szybkich akcjach.
Czy otrzymujesz wynagrodzenie za grę?
Tak, dostaję gratyfikację finansową za występy w klubach.
Czy widzisz dużą różnicę w traktowaniu drużyn męskich i kobiecych?
Tak, dysproporcja wciąż jest duża. Ale odkąd zaczęłam grać, widzę, że kobieca piłka zrobiła ogromny krok do przodu. To właśnie futbol kobiet rozwija się obecnie najszybciej, co bardzo cieszy.
Które mecze zapadły Ci najbardziej w pamięć?
Jeśli chodzi o futsal, to finał Młodzieżowych Mistrzostw Polski U16, w którym z UKS 3 Weronika Staszkówka Jelna sięgnęłyśmy po złoto. Na trawie – zdecydowanie półfinał Pucharu Polski przeciwko SMS Łódź.
Czy jest jakieś wydarzenie, o którym chciałabyś zapomnieć?
Nie należę do osób pamiętliwych. Wierzę, że z każdej sytuacji można wyciągnąć lekcję, więc nie mam takiego wydarzenia, które chciałabym wymazać z pamięci.
Jak koleżanki wołają na Ciebie na boisku?
Po prostu Fryta.
Jak widzisz siebie za pięć lat?
Na pewno nadal będę związana ze sportem. Czy jako zawodniczka, czy jako trenerka – czas pokaże.
Gdy zapraszasz koleżanki na urodziny, co pojawia się na stole?
To trudne pytanie! (śmiech) Na pewno jakieś dobre przekąski i coś do picia.
Pozdrowienia dla trenerów? Kogo jeszcze?
Tak, chciałabym pozdrowić wszystkich trenerów, których spotkałam na swojej piłkarskiej drodze – od każdego czegoś się nauczyłam. Szczególnie dziękuję mojemu pierwszemu trenerowi, Michałowi Bąkowi, który miał ogromny wpływ na moją piłkarską przygodę. Długie lata trenował mnie też Wojciech Mróz i to z nim osiągałam największe sukcesy. Oczywiście pozdrawiam także moją rodzinę, przyjaciół i wszystkich sympatyków kobiecej piłki!
Rozmawiał: Jacek Piotrowski
2 Comments