Damallsvenskan : Półrocze nieudanej reformy
Damallsvenskan Ligi Świat

Damallsvenskan : Półrocze nieudanej reformy

87312677_10156792672277554_1252327650794405888_n

Runda wiosenna Damallsvenskan za nami (no, została nam w najbliższy weekend jeszcze jedna kolejka, ale ona de facto jest już rozgrywaną awansem częścią piłkarskiej jesieni), więc najwyższy czas podsumować to, co przez ostatnie miesiące oglądaliśmy na szwedzkich, ligowych boiskach. A spoglądaliśmy w ich kierunku ze sporym zaciekawieniem, gdyż dopiero co przeprowadziliśmy największą od lat osiemdziesiątych minionego wieku reformę i nie ma co ukrywać, że byliśmy bardzo ciekawi jej pierwszych efektów. Jedni wyczekiwali nowej, powiększonej ligi z nadzieją, inni z trwogą, ale wszyscy w ostatnich dniach marca spotkali się na Hammarby IP, aby w skupieniu śledzić inaugurację sezonu. Nie zawiedli kibice obu ekip, nie zawiodły piłkarki, a Elise Stenevik z Ngozi Okobi dały taki show, że Eskilstuna niespodziewanie wywiozła ze stolicy komplet punktów, bijąc rewelację poprzednich rozgrywek pewnym i efektownym 3-0. Jak się jednak później okazało, były to jedynie miłe złego początki, a z każdym kolejnym meczem absurdalnie napakowanego kalendarza rundy wiosennej coraz głośniej mogli swoje racje wyrażać ci, którzy przed reformą raczej ostrzegali niż jej przyklaskiwali. I choć nikt z nas, miłośników szwedzkiego futbolu, nie lubi przesadnie krytykować naszej ligi, to jednak nie da się ukryć, że w porównaniu ze standardem, do którego zdążyliśmy przez lata przywyknąć, Damallsvenskan w wersji z wiosny 2022 okazała się …

… słaba jak nigdy.

Tak, zdarzały się od tej reguły wyjątki, jak chociażby wspomniane starcie Hammarby z Eskilstuną. Ale nie ma co się oszukiwać – zdecydowana większość wiosennych meczów naszej ligi pod względem poziomu piłkarskiego zasłużyła na takie mocne dwa na sześć. I jest to ocena dokonana łaskawym, a nie krytycznym okiem. A w blokach, kiedy to na przestrzeni zaledwie ośmiu dni każdy z klubów musiał rozegrać aż trzy ligowe starcia (taka sytuacja miała miejsce trzykrotnie), poziom większości z nich był tak dramatyczny, że aż przykro było na to patrzeć. Szczególnie, jeśli po kilku godzinach dla kontrastu ktoś odpalił sobie transmisję z Ligi Mistrzyń, czy FA WSL. Wiele krytyki spadło na zawodniczki Häcken i Rosengård po ich potyczce na Bravida Arenie, choć akurat ten mecz sportowo spokojnie załapałby się do wiosennego TOP-3. Tyle tylko, że kibice oglądający Damallsvenskan z doskoku i wybierający sobie te teoretycznie najbardziej atrakcyjne widowiska, przyzwyczaili się w nich do zdecydowanie wyższej jakości. A tutaj dostali długie minuty festiwalu niedokładnych zagrań z obu stron, choć akurat poziom emocji w Hisingen nam się zgadzał. Dodajmy, że w przeciwieństwie do dziewięćdziesięciu procent innych meczów.

… nudna jak nigdy.

Odpływ czołowych zawodniczek z Damallsvenskan do kontynentalnej Europy nie jest zjawiskiem nowym, a w ostatnich latach regularnie mieliśmy okazję obserwować, jak niedawne bohaterki naszych boisk z całkiem niezłym skutkiem podbijają zagraniczne areny. Dlaczego zatem w tym roku tak dramatycznie uwidocznił się spadek sportowej jakości, a co za tym idzie, także i atrakcyjności całej ligi? Winny jest tu przede wszystkim przeładowany terminarz, który kazał szwedzkim pierwszoligowcom rozegrać aż piętnaście kolejek w nieco ponad dwa miesiące. A to z kolei jest jednym z efektów ubocznych nietrafionej, a do tego przeprowadzonej w najmniej do tego korzystnym momencie reformy. W sytuacji, gdy podaż naprawdę klasowych piłkarek w kraju jest najniższy w tym wieku, my decydujemy się dokoptować dwa kolejne zespoły do najwyższej klasy rozgrywkowej, zapewniając tym samym status pierwszoligowej piłkarki około pięćdziesięciu-sześćdziesięciu kolejnym zawodniczkom (bo i reszta ekip, przy zwiększonej liczbie meczów, także musiała pomyśleć o delikatnym poszerzeniu kadr). Dodajmy, że w przeważającej większości są to posiłki ściągane albo z Elitettan, albo z ekstraklasy fińskiej i nawet trudno mieć pretensje, że oglądając większość tegorocznych meczów, czuliśmy się właśnie jak na stadionach naszej drugiej ligi lub w najlepszym razie Finlandii. Bo przecież od tego, że ktoś nagle znajdzie się w pierwszoligowym klubie, jego wartość sportowa niestety automatycznie nie wzrośnie. Absolutnie nie można mieć tutaj pretensji do samych zawodniczek, bo to nie ich wina, że wobec zbiegu okoliczności znalazły się w Damallsvenskan. I gdyby na przykład latem nasze kluby zamieniły się kadrami z zespołami z Anglii, to jesienią kibice w Londynie i Manchesterze także oglądaliby u siebie fińskie granie. Tak się jednak na pewno nie stanie i fani na Wyspach Brytyjskich z pewnością z tego powodu rozpaczać nie będą.

… przewidywalna jak nigdy.

Wiecie, co jest jednym z magnesów, który zaskakująco często potrafi przyciągnąć nowych kibiców do futbolu? Jego nieprzewidywalność. Jasne, są tacy, którzy uwielbiają ten sport ze względu na to, że tydzień w tydzień mogą popatrzeć sobie na maestrię Lyonu lub Barcelony, czy na perfekcję Chelsea. Ale drugą grupę stanowią ci, którzy wyczekują pięknych, inspirujących historii, gdzie nie zawsze wszystko toczy się w takim kierunku, na który wskazywałaby logika. I akurat dla nich stworzona została Damallsvenskan. Nie tak dawno celebrowaliśmy przecież wymykający się jakimkolwiek prawom realnego świata tytuł mistrzowski dla ekipy z Piteå, ale tę nieprzewidywalność można było podziwiać nie tylko na przestrzeni całych rozgrywek, ale w niemal każdym, pojedynczym meczu. Każdy z nich był na swój sposób unikatowy i tworzył swą własną historię. No właśnie, tworzył. Wiosna 2022 przyniosła nam w tym względzie zwrot o 180 stopni, z czego najbardziej niezadowoleni mogli być przede wszystkim … bukmacherzy. Bo jeśli ktoś zadał sobie trud regularnego oglądania meczów szwedzkiej ekstraklasy, to obstawiając końcowy wynik na żywo, trafiał w dziewiętnastu na dwadzieścia przypadków, co daje już naprawdę nieźle zarobić. Co więcej, nawet gdy wynik nie zgadzał się gdzieś na kwadrans przed końcowym gwizdkiem, to w środku cały czas była ta niezmącona pewność, że wszystko i tak zakończy się według najbardziej oczekiwanego scenariusza. I dokładnie tak się działo.

 Nie chodzi tu nawet o fakt, że liga podzieliła się nam na trzy grupy (potencjalni pucharowicze, potencjalni spadkowicze i drużyny od połowy mają grające o nic), ale o to, że zbiory te powoli przestają mieć ze sobą jakiekolwiek punkty wspólne. Do tego dojdziemy jednak za chwilę, w przewodniku jak oglądać Damallsvenskan w nowej, niekoniecznie lepszej wersji. Długimi tygodniami zastanawialiśmy się, czy ocena ta nie jest aby zbyt surowa, ale liczby jak najbardziej przyznają nam rację. Bo przecież po dwóch latach światowej epidemii można było oczekiwać, że spragnieni futbolu fani będą nadzwyczaj tłumnie oblegać pierwszoligowe areny. Ale ta mocno wyczekiwana fala frekwencyjna, jeśli w ogóle była, to zakończyła się szybciej niż zdążyła się na dobre rozkręcić. I nawet najbardziej wytrwali kibice Hammarby i Eskilstuny w ostatnich tygodniach pojawiali się na trybunach w nieco mniejszej liczbie. A warunki do oglądania meczów były stosunkowo sprzyjające, bo wiosna i początek lata były w Szwecji stosunkowo suche i … chłodne, co akurat w Skandynawii często stanowi zachętę do pójścia na stadion. Podobnie jednak jak w poprzednim akapicie, ani trochę nie dziwimy się tym, którzy ostatecznie nie zdecydowali się na to, aby co kilka dni iść na mecz, którego zwycięzca nierzadko jest już znany przed pierwszym gwizdkiem. Choć mimo to, średnia frekwencja na poziomie 200-300 osób w kilku klubach wciąż piątej najsilniejszej ligi rankingu UEFA i tak robi naprawdę przykre wrażenie.


Jak oglądać Damallsvenskan?

Cóż, sporo było tej krytyki, więc najwyższy czas postawić fundamentalne pytanie: czy jest naprawdę aż tak źle, aby nie mogło być lepiej? Absolutnie nie! Po pierwsze, na naszą stronę gra czas, bo z każdym kolejnym meczem będziemy powoli przyzwyczajać się do nowej sytuacji i zaczniemy traktować ją jako swoisty Nowy Ład (zbieżność nazw całkowicie niezamierzona). Po drugie, coraz lepiej powinny funkcjonować w tej rzeczywistości także kluby, choć tutaj istnieje ryzyko, że po bliższym dostosowaniu się do panujących zasad, rozpocznie się wybieranie meczów mniej i bardziej priorytetowych, co jeszcze bardziej pogorszy reputację ligi. Niezależnie od tego, ich kadry powinny być jednak coraz lepiej zbilansowane, a to jest już zdecydowanie jakiś plus. Po trzecie, nawet wśród mało atrakcyjnego krajobrazu da się zlokalizować architektoniczne perełki i właśnie ich wyszukaniu może posłużyć poniższy poradnik. Nie muszę chyba zaznaczać, że traktować należy do z mocnym przymrużeniem oka, ale chyba każdemu w tych wciąż niepewnych czasach przyda się chwila oddechu. Jeśli więc należycie do grona osób, które nie są zobligowane do oglądania każdego meczu Damallsvenskan, to może warto z niego skorzystać. Oczywiście na własną odpowiedzialność!

Krok 1: mecze z udziałem klubów dolnej czwórki – całkowicie odpuszczamy. Kibicom żywo zainteresowanym walką o utrzymanie (przypominającej, póki co wyścig ślimaków), możemy ewentualnie polecić bezpośrednie starcia, bo to w nich i tak wszystko się rozstrzygnie. Ale przygotujcie się, że ich poziom będzie oscylował mniej więcej wokół tego, co dotychczas kojarzyliście raczej z czymś pomiędzy Elitettan i Division 1 (bynajmniej nie tej francuskiej). Chyba, że któryś z wymienionych klubów przeprowadzi latem ostrą ofensywę transferową, choć znów – jeśli zrobi to tylko jeden z przedstawicieli dolnej czwórki, to w zasadzie w tej strefie tabeli mamy już w ogóle koniec zabawy, zanim w ogóle rozpocznie się na nowo ligowe granie.

Krok 2: mecze z udziałem Djurgården, Piteå i Örebro – jeżeli naprawdę czujemy taką potrzebę, to włączamy na piętnaście minut i bacznie obserwujemy obraz gry. Jeśli jest dość wyrównany, możemy poczekać jeszcze kwadrans. Jeśli gramy w systemie one-way-traffic – całkowicie odpuszczamy, nawet jeśli tablica wyników aktualnie wskazuje niespodziankę. Bo za godzinę po tej niespodziance nie będzie już śladu.

Krok 3: mecze z udziałem Hammarby i Eskilstuny – tutaj zaczyna robić się ciekawie, bo mamy do czynienia z dwoma naprawdę nieprzewidywalnymi zespołami. To znaczy, oczywiście do pewnego stopnia (nie szalejmy), ale na tle tegorocznej ligi są to okazy wyjątkowe. Oglądanie ich przypomina nieco grę w Lotto, ale jeśli wylosujemy akurat ten bardziej szczęśliwy los, to na pewno nie będą to zmarnowane dwie godziny. A szczególnie potencjalna pogoń Hammarby za ligowym podium może dostarczyć nam wreszcie długo wyczekiwanych emocji.

Krok 4: bezpośrednie mecze z udziałem klubów Wielkiej Piątki – wreszcie, z czystym sumieniem, można postawić tu znak jakości. Bo nawet jeśli sportowo nie wszystko będzie się akurat zgadzać, to pod względem emocji powinno być w porządku. Na jesieni takich starć zaplanowano tylko/aż dziewięć, ale już dziś warto zakreślić je wszystkie w kalendarzu. Bo nawet jeśli faworytkom z Malmö uda się klepnąć podwójną koronę do końca października (choć to mało prawdopodobnie), to w tych potyczkach z boiska wiać nudą nie będzie. A przecież w futbolu dokładnie o to chodzi.

 

Szwedzka Piłka

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!