Szwedzki remis z USA [WIDEO]
Świat

Szwedzki remis z USA [WIDEO]

Eyor_y9XMAAAMZ8

Tak prezentuje się kadra, z której można (a nawet wypada!) być dumnym (Fot. SvFF)

  Sześć minut i kilkanaście sekund – tak niewiele zabrakło, aby na Friends Arenie w Sztokholmie reprezentacja USA doznała pierwszej od 38 spotkań porażki. Imponującą serię mistrzyń świata celnym strzałem z rzutu karnego przedłużyła ostatecznie niezawodna Megan Rapinoe, ale w niczym nie zmienia to faktu, że z postawy szwedzkiej kadry możemy być dziś po prostu dumni. I choć wypuszczone niemal w ostatniej chwili zwycięstwo zawsze generuje pewien niedosyt, to nie zapominajmy, że moment największej próby czeka nas dopiero za trzy miesiące. To właśnie na przełomie lipca i sierpnia gra będzie toczyć się o medale i miejsce w historii, a zakończony przed kilkoma godzinami mecz dobitnie pokazał nam, że drużyna prowadzona przez Petera Gerhardssona doskonale wie, dokąd i w jakim celu zmierza.

Przed pierwszym gwizdkiem długo analizowaliśmy ustawienie szwedzkiej formacji defensywnej. Porzucenie klasycznego, czteroosobowego bloku na rzecz trójki stoperek i wahadłowych w osobach Andersson i Glas wydawało się niezwykle odważnym posunięciem. Mierzyliśmy się wszak z najlepszą drużyną świata, która zwykła w sposób bezlitosny wykorzystywać każdy, nawet najmniejszy błąd po stronie rywalek. Zgłaszane wątpliwości dodatkowo potęgował fakt, że Fischer, Sembrant oraz Eriksson w swoich klubach także grają najczęściej czwórką z tyłu. Im dłużej jednak trwał mecz, tym bardziej docierało do nas, że wszelkie obawy były tym razem mocno przesadzone. Owszem, Amerykanki dochodziły do sytuacji strzeleckich, momentami efekty przynosił będący znakiem firmowym USWNT wysoki pressing, ale w grze szwedzkich obrończyń trudno było dostrzec panikę lub zdenerwowanie. Fischer i Eriksson wygrywały zdecydowaną większość kluczowych pojedynków powietrznych, a ustawiona między nimi Sembrant bez zarzutu wywiązywała się z roli ostatniej defensorki, dobrze czyszcząc przedpole. Stoperkę turyńskiego Juventusu pochwalić możemy ponadto za doskonałe czytanie gry, dzięki czemu raz po raz amerykańskie napastniczki łapane były na spalonym. To wszystko imponuje tym bardziej, że napędzające ofensywę mistrzyń świata Lindsey Horan i Rose Lavelle długimi fragmentami rozgrywały naprawdę niezłe zawody, a gra toczyła się na stosunkowo wysokiej intensywności. To wszystko nie wystarczało jednak na skruszenie solidnej, szwedzkiej defensywy, na której pojawiały się jedynie niewielkie rysy. Ale w tych właśnie chwilach do akcji wkraczała Jennifer Falk, dla której dzisiejszy mecz był prawdziwym egzaminem dojrzałości.

27-letnia golkiperka Häcken w seniorskiej kadrze debiutowała zaledwie rok temu i choć kibice Damallsvenskan od lat doceniają jej umiejętności, to na niwie reprezentacyjnej jedynym poważnym testem była dla niej jak dotąd rewanżowa potyczka przeciwko Islandii. Dziś miało być jeszcze bardziej wymagająco i Amerykanki rzeczywiście zadbały o to, aby Falk między słupkami nie musiała się nudzić. Efektownych parad w jej wykonaniu doliczyliśmy się dwóch, ale sposób gry mistrzyń świata sprawiał, że szwedzka bramkarka znajdowała się pod niemal ciągłą presją, nie mogąc pozwolić sobie choćby na chwilę dekoncentracji. Na takim poziomie napięcia zdecydowanie nie gra się łatwo, ale zawodniczka z Göteborga podjęła wyzwanie i spisała się niemal bezbłędnie. Nie przytrafiały się jej ani puste przeloty, ani niepewne interwencje, po których Amerykanki mogłyby starać się wykorzystać zamieszanie w szwedzkim polu karnym. A gdy do ustawionej na jedenastce futbolówki w 87. minucie podchodziła Rapinoe, Falk raz jeszcze głośno przypomniała swoim koleżankom, aby uważały na dobitkę. Zupełnie jakby była przekonana, że uderzoną przez MVP francuskiego mundialu piłkę uda jej się odbić. I trzeba przyznać, że w swoich przewidywaniach pomyliła się bardzo niewiele, gdyż od skutecznej interwencji dzieliły ją centymetry.

Tyle o defensywie, ale szwedzkich bohaterek nie brakowało także wśród piłkarek zdecydowanie bardziej ofensywnych. Tu na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Lina Hurtig, czyli zimowe odkrycie Petera Gerhardssona na dziewiątce. Dziś ponownie mieliśmy przyjemność oglądać zawodniczkę Juventusu w pierwszej linii, a obserwując jej zachowanie na boisku naprawdę trudno uwierzyć, że do niedawna zarówno w klubie, jak i w kadrze, grywała ona niemal wyłącznie na skrzydle. Trzeba było jednak dopiero Gerhardssona (do spółki z Ritą Guarino), aby piłkarka nazywana przez turyńskich kibiców Stelliną wróciła do korzeni, ponownie stając się prawdziwym postrachem każdej defensywy świata. Coś o tym wiedzą już w Lyonie, dziś swoją lekcję odrobiła Tierna Davidson, a wydaje się, że nie jest to jeszcze ostatnie słowo pochodzącej z Avesty napastniczki. Warto podkreślić, że to od przechwytu Hurtig rozpoczęła się akcja, po której na pustą bramkę nie trafiła Fridolina Rolfö. Dla przedstawicielki Wolfsburga miniony wieczór okazał się o tyle frustrujący, że była to już druga zmarnowana przez nią stuprocentowa wydawałoby się sytuacja. Tuż przed przerwą indywidualny rajd Rolfö skuteczną interwencją zatrzymała bowiem Alyssa Naeher. Co ciekawe, w samej końcówce przed równie wielką szansą na rozstrzygnięcie meczu na korzyść Szwedek stanęła Hanna Glas, ale jej również nie udało się oddać czystego strzału na amerykańską bramkę. O ile jednak w obrazku wszystkie te okazje wydawały się stosunkowo łatwe do wykończenia, o tyle w rzeczywistości wymagały one niesamowitego refleksu i przewidywania. Na poziomie reprezentacyjnym, szczególnie w takich meczach, oczekujemy jednak, aby przynajmniej jedną z nich udało się zamienić na gola.

Jak zatem padła bramka dla Szwecji? Oczywiście, po stałym fragmencie! Gdybyśmy szukali ostatniego meczu, w którym kadra Petera Gerardssona nie strzeliła przynajmniej jednego gola po rzucie wolnym lub rożnym, musielibyśmy cofnąć się do czasów sprzed pandemii! Tym razem w głównych rolach wystąpiły w bramkowej akcji aktorki zdecydowanie pierwszoplanowe: z narożnika boiska dośrodkowała Kosovare Asllani, a Lina Hurtig wyskoczyła tak wysoko, jak potrafi jedynie ona i bezbłędnie zmieściła futbolówkę tuż przy słupku bramki gości. Amerykanie jak najbardziej mogą zwracać uwagę na mało przekonującą postawę Naeher, a także na przestrzeń, jaką w tym sektorze boiska zostawiono piłkarce Juventusu, ale my widzieliśmy te schematy tak wiele razy, że doskonale wiemy, iż nawet wzorowa postawa defensywy USA niekoniecznie zapobiegłaby utracie gola. Fraza världens bästa på fasta (najlepsze na świecie w stałych fragmentach) nie wzięła się w końcu znikąd. Na Friends Arenie gole padały zresztą wyłącznie po stałych fragmentach, gdyż mistrzynie świata do remisu doprowadziły po bezbłędnie wykonanym rzucie karnym. Szarżującą na prawej flance Kelley O’Harę nieprzepisowo powstrzymała jedna z najlepszych piłkarek na boisku Sofia Jakobsson i choć przewinienie zawodniczki madryckiego Realu nie podlegało dyskusji, to wydaje się, że miało ono miejsce jeszcze przed polem karnym. Trójka sędziowska z Finlandii widziała to jednak inaczej, a dalszy ciąg tej historii doskonale pamiętamy. Skoro jesteśmy już przy pani Linie Lehtovaarze i jej asystentkach, to pół-żartem możemy powiedzieć, że większy żal niż o 87. minutę, powinniśmy chyba mieć o sytuację, która miała miejsce dosłownie kilkadziesiąt sekund później. Szwedzkiej kadrze należał się wówczas rzut rożny, ale arbiter główna zarządziła, że grę od własnej bramki wznowi Alyssa Naeher. I choć na placu gry nie było już wówczas Liny Hurtig, to Sembrant czy Eriksson też lubią sobie w szesnastce poskakać. Z całkiem przyzwoitymi zresztą efektami.

We wtorek czeka nas kolejny ważny sprawdzian i możemy spodziewać się, że w zdecydowanie większym wymiarze czasowym szansę otrzymają w nim zawodniczki występujące na co dzień w Damallsvenskan. I dobrze, gdyż przegląd kadr wciąż trwa, miejsc w samolocie do Tokio pozostaje niezmiennie osiemnaście, a Schough, Angeldal, Blackstenius, czy Kaneryd ani myślą oddawać pola bez walki. Tym bardziej, że wyjściowa jedenastka z dzisiejszego meczu w komplecie wykonała właśnie olbrzymi krok w kierunku znalezienia się w wąskiej kadrze na japońskie Igrzyska.

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!